poniedziałek, 31 lipca 2017

ESEJ O PISANIU GRZEGORZA REIWERA, UCZESTNIKA WARSZTATÓW DLA POCZĄTKUJĄCYCH PISARZY

Wena mieszka u mnie w piwnicy,
czyli 
wpis z serii o tym
w jaki sposób tworzę, gdy piszę i jak to zapisuję.

[POMYSŁ] Najbardziej lubię opowiadać o swoich pomysłach.
Sądzę, że nie tylko ja tak mam. Wielu z Was zastanawiało się pewnie, podejmując się trudu zapisania wymyślonej historii, gdzie zacząć, jak przejść przez środek i jak zakończyć. Sam pomysł jednak… skąd się bierze?
Raczej nie z powietrza, nie przesadzajmy. Z powietrza może nastąpić atak. Z filmów o ninja: najbardziej spektakularnym atakiem było właśnie natarcie na przeciwnika z powietrza (i z zaskoczenia!). Z powietrza utrzymują się firmy wulkanizacyjne (uproszczenie), firmy napełniające butle gazowe (ponownie – uproszczenie) albo politycy (haha, cokolwiek obiecają, uleci jak dym na wietrze).
Pomysły czerpię najczęściej z OBSERWACJI, a raczej z moich WRAŻEŃ na temat rzeczywistości, którą obserwuję, słucham, smakuję, dotykam i wącham... Nie zawsze z radością, niestety. Nie pamiętam już, która tęga głowa brała udział (i po jakiej stronie) w sporze filozoficznym na temat tego, co jest istotne dla naszego funkcjonowania i postrzegania świata: zmysły czy rozum. Wiem jednak, że dzięki nim tworzymy obraz świata. Jest to obraz mniej lub bardziej obiektywny, relatywny i względny. Co więcej, również to kim jesteśmy wpływa na nasze postrzeganie. Chciałbym jednak w tym miejscu zastrzec, że świat literacki nie lubi względności i relatywizmu, obojętności i obiektywnej oceny rzeczywistości. Czytelnika interesuje przede wszystkim [KONFLIKT] (c.d.n. innym razem).
Większość dobrych lub bardzo dobrych pisarzy czyniło użytek z tych dwóch małych kulek miękkiej białej masy, które natura wepchnęła im (tak samo jak Wam czy mnie) w oczodoły nad nosami. BTW, czy wiedzieliście, że oczy nigdy nie zmieniają swojego rozmiaru? Masz ten sam rozmiar gałek ocznych, jak w chwili narodzin. Fajnie, nie? Wracając do meritum, to, co czyni spostrzeżenia jednych ludzi niezwykłymi pozostaje tajemnicą i nigdy się nie dowiemy… chyba, że ruszymy półkulami mózgowymi i zastanowimy się, dlaczego im się udało a nam nie (krzyknij: jeszcze nie!).
Przyglądaj się, podglądaj (legalnie, w miejscu publicznym i bez kosmatych myśli!) i „obserwuj” za pomocą zmysłów. Wyciągaj wnioski, zastanawiaj się i wyobrażaj. Pytaj się o to, co widzisz i jakie masz związane z tym emocje. Jaką wyraziłbyś opinię, gdyby ktoś Cię zapytał. Wszystko to, co zauważysz trafi po „zwoju” do szarego kłębka, jaki nosisz w czaszce. Tam zaś zaczyna się prawdziwa zabawa, taniec kreatywności, poród Cesarskiej Mości POMYSŁU.
A teraz konkrety. Nie wiem jak to jest u Ciebie z pomyślunkiem. Mi wystarczy piłeczka i świeże powietrze. Jedna litera. Obrazek łasicy lecącej na dzięciole. Parasol z zębami. Broń w ręku kobiety. Żart o tajemniczych hałasach w piwnicy. Muzyka. Wiersz. Ładna kobieta. Walka w klatce MMA. Myślę, że w trakcie mojego wychowania, coś mogło pójść nie tak. Podobnie jak Stephen King, wychowałem się na telewizji (Panie King, schlebia mi to!). Kiedyś nawet do szkoły została wezwana moja mama, ponieważ podczas lekcji rozgadałem się o filmie, który widziałem. Tak jak robię to teraz, zamiast przejść do konkretów, o których wspomniałem na początku. Innymi słowy, zawsze miałem wybujałą wyobraźnię. Telewizja, książki, pierwsze kłamstwa (Dr House miał rację: każdy kłamie), kiełkująca edukacja, nudne lektury, rozmowy z innymi, z dziewczynami, z kolegami, konkurs wiedzy o mitach greckich (wygrałem, yay!)… Życie jest źródłem ciągłych pomysłów, doświadczamy i wyciągamy wnioski (intelekt), pojawiają się wrażenia (emocje) i gdzieś tam w środku naszych łepetyn tkwi przełącznik, który przestawia nasze myślenie na WYMYŚLANIE.
[trochę fachowej wiedzy: Krzysztof J. Szmidt w książce Trening Kreatywności informuje naiwnego i niedoświadczonego czytelnika, że kreatywność, czyli twórcze myślenie odbywa się przez jeden z procesów: eksploracji, kombinacji lub transformacji.
Eksploracja przypomina autoegzaminowanie – zadajesz sobie pytania. Jest to tzw. myślenie pytajne. Czy przydarzyło Ci się kiedykolwiek, że przed egzaminem miałeś/aś pustkę w głowie, ale gdy padło pytanie, skądś pojawiła się wiedza? Dostajesz piątkę, a znajomi i znajome z roku śmieją się z Twoich prób umniejszenia sobie i swojego sukcesu poprzez mówienie, że przecież się nie uczyłeś/aś? Właśnie. Myślenie pytajne uruchamia nieświadomie zachomikowane obszary wiedzy (które nabyłeś/aś nie wiadomo kiedy, co nie?), zaś w przypadku kreatywności – pokładów niezdobytych rud niezwykłych krain i skamielin przygód równie szalonych, co niemożliwych (by ktoś je wymyślił?), ukrytych głęboko w Tobie, błyszczących i gotowych do obróbki na papierze!
Kombinacja w skrócie oznacza łączenie. Co można połączyć? W wyobraźni? WSZYSTKO! Nie bój się kombinowania tego, co absurdalne z tym co widziałeś/aś dziś pod prysznicem – mały pajączek wspinający się po zasłonie, który krzyczał jak kobieta w filmie Hitchcocka, gdy pacnąłeś/aś go mydłem w zęby. Miał zęby, uwierz mi na słowo. Wielkie jak palce. Jak on chodził z tymi małymi, włochatymi nóżkami, skoro potykał się co chwila o zęby?!
Przekształcanie kiedy o tym myślę, nie ma lepszego przekształcania niż to co znajome, w to co niezwykle oryginalne i niespotykane. Brandon Sanderson, jeden z największych współczesnych pisarzy epic fantasy często w na swoich lekcjach creative writing wspominał o ŁĄCZENIU tego co znane, z tym co wymyślone. Jak dla mnie, połykanie kawałków metali i nabieranie niezwykłych umiejętności jest zastosowaniem tej rady – polecam książkę „Z mgły zrodzony” (całą serię!). Właściwie to wszystko jest rośliną, zwierzęciem albo minerałem. Gdybyśmy mieli jeden dodatkowy organ, jaki byłby to organ? Gdyby powietrze nagle stało się różowe, jak wpłynęłoby to na ludzi? Czy depresja stałaby się mitem? W kupce gliny narysowałem mistyczny znak „prawdy”, przez co glina ożyła. Szkoda tylko, że najpierw nie ulepiłem mu nóżek, żeby patrzeć jak biega za mną, mój mały Frankenstein…
Sposobów na pomysł jest niezliczona ilość. Co by było, gdyby… jest jednym z nich. Kiedyś bawiłem się w grę towarzyską, gdzie mówiło się te słowa, po czym dodawało jakiś absurdalny warunek, jak choćby: Co by było, gdyby… nagle czułki wyrosły pośrodku Twojego czoła, a kiedy ktoś je zauważa, Twoje ubranie znika. Trudne? Nie tak, jak próba wytłumaczenia policjantowi, dlaczego biegasz po ulicy bez ubrania z domalowanymi czułkami na czole (wymyśliłem to, serio!).
Wymyślanie nazw i imion – dla opornych istnieją w sieci generatory nazw. Sam z nich nie korzystam, ale technika istnieje po to, żeby jej używać (i żeby kiedyś nad nami zapanowała, sic!). Mi wystarczy literka alfabetu i 5 sekund. Wymyślanie jest łatwiejsze niż nauka, co nie?
Konkrety #2 – Pomysły często idą w parze z gatunkiem literackim. Powyżej pisałem głównie o fantastyce i SF. Gdy piszę kryminał, już sam ten wybór stawia ramy, której muszę się trzymać. Kryminały to w skrócie opowieści o tajemnicy, którą rozwiązuje „detektyw”. Tajemnica jest osią kryminału, jego konfliktem. Czasami jest to zbrodnia, czasami kradzież, kiedy indziej (jak u prekursora gatunku, E. A. Poe) tajemnica z przeszłości. Obecnie łączy się kryminały z elementami obyczajowymi (kryminały skandynawskie) lub sensacyjnymi (sporo amerykańskich kryminałów), rzadziej z horrorem/grozą (Grzesznik, A. Urbanowicz – pochodzi z Trójmiasta). Pomysł w kryminale obraca się wokół jego osi, tj. tajemnicy (i jej rozwiązania). Trudno sobie wyobrazić pomysł na maga detektywa z wielkiej aglomeracji, który współpracuje z policjantką przy sprawach związanych z czarami, wampirami i smokami – a jednak: Jim Butcher i jego Akta Dresdena (w Polsce wyszło 10 książek z 15 zaplanowanych).
Konkret #4 Sienkiewicz, aby stworzyć Latarnika ukradł i przetworzył życiorys, który opisał mu jego znajomy (pamiętaj o pisarskiej ETYCE i PRAWIE!). BTW, Sienkiewiczowską biografię wykorzystała przy pisaniu książki W Ameryce Susan Sontag (Karma w pełnej krasie!)
Konkret #5 Pomysły biorą się z oczytania. Nie twierdzę, że trzeba czytać wszystko (choć ja tak robię), ale nie od dziś wiadomo, że czytanie wzmacnia mózg. Sopoteka czeka, aż którąś z książek zabierzesz to domu. Potem kolejną, kolejną. Życie bez książek to jałowość egzystencji! Gatunek? Wszystkie książki są o ludziach i sprawach ludzkich.
Konkret #6 Musisz wiedzieć o czym piszesz. Pytanie: o czym to jest? Pada na profesjonalnych kursach, pytają o to redaktorzy, czytelnicy. Odpowiedź na to pytanie musi znaleźć się w propozycji czytelniczej. I wtedy nie opowiadaj o fabule i bohaterach. Czy to jest opowieść o miłości? A może przygoda, sceny walki i pokonywanie własnych słabości za pomocą odwagi i walecznego serca odkrytego podczas szwendania się pod górą krasnoludów, podczas, gdy… Pippin, uważaj na ten szkiele… no, i lipa. Poszedł hałas, Demon spadł, Gandalf spadł, Frodowi weszła trauma na psyche… Do jasnej ciasnej, Pippin!
Przykład z życia twórczego:
Uwielbiam space opery. Może nie Gwiezdne wojny, ale jeśli akcja dzieje się w ekstremalnych warunkach pustki, na statkach kosmicznych, obcych planetach – to mnie ten pomysł kupił z miejsca. Może dlatego, kiedy po raz pierwszy na Facebooku pojawił się artykuł o składzie skorupy ziemskiej i dowiedziałem się, że głównymi składnikami jądra ziemi są Nikiel (Ni) i Żelazo (Fe), pojawiła się w mojej głowie nazwa Nife. W tym samym czasie czytałem, a raczej kończyłem czytać 6 tom cyklu Schronienie Davida Webera oraz trzeci tom serii Z mgły zrodzony Brandona Sandersona oraz pierwszy tom z serii Mściciele tego samego autora (i pewnie kilka innych, ale nie o tym teraz…). Wszystkie trzy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Potężne istoty, obco wyglądające planety, ludzie, którzy przechodzą drogę OD ZERA DO BOHATERA [o tym kiedy indziej!].
Miałem tytuł: Ucieczka z Nife. Historia o rodzeństwie, które, rozdzielone w dzieciństwie, spotyka się po latach, podczas zamachu stanu, będąc po przeciwnych stronach barykady. Działają wspólnie, są ścigani przez łowców głów i maniaka- płatnego zabójcy i po wielu trudach ustalają, że mają niezwykłe zdolności, że pochodzą z podziemnego kompleksu, który zmodyfikował ich DNA, by przeżyli podróż na Marsa… bo Nife umiera. Nife zaś to świat, w którym dzieje się akcja. Spustoszona półkula, powstała w wyniku niezwykłego, dawno zapomnianego kataklizmu, który podzielił dawną Ziemię na dwie części: Nife i technokratyczną Opię. Opią rządził technotyran, lecz w wyniku operacji przedłużającej życie, coś idzie nie tak i w jego sztucznym mózgu uruchamia się obszar odpowiedzialny za empatię.
Napisałem około czterdziestu stron i w pewnym momencie… bańka pomysłów pękła.
Dlaczego?!? – krzyknąłem w niebo.
Ano dlatego, że...

...napiszę o tym w kolejnym wpisie pt. [POMYSŁ-KONCEPCJA-STRUKTURA].

Grzegorz Reiwer

piątek, 28 lipca 2017

RECENZJA "PAPUSZY" ANGELIKI KUŹNIAK

Papusza to niezwykły i wzruszający reportaż Angeliki Kuźniak. Przenosi czytelnika w czasie, dzięki czemu ma on okazję zobaczyć historię oczami bohaterki. Papusza, czyli Bronisława Wajs, przedstawia nam tu swoje życie. Wspomina okres drugiej wojny światowej, który nie był łatwy dla Romów. Mamy okazję również poznać tradycje kulturowe tej mniejszości, zgodnie z którymi kobiety nie zawsze były traktowane łagodnie:

"Papusza wiele opowiadała o miłości. Mówiła, że u Cyganów jest inna niż ta w książkach.
- Nie taka prosta. Cyganka kochała, nie kochała, musiała być dobra dla męża. A posłuszna żona zna swoje obowiązki lepiej niż Ojcze nasz: nie bądź leniwa, bo znudzisz się mężowi. Mąż zawsze ma rację. On jest górą, on Twoim Panem."

Poza wspomnieniami Papuszy, w książce znajdują się również listy bohaterki, skierowane do poetów polskich: Jerzego Ficowskiego i Juliana Tuwima. Reportaż zawiera również odpowiedzi artystów na korespondencję Bronisławy. Obaj uważali, że kobieta posiada wielki talent literacki. Julian Tuwim nazywał ją prawdziwą poetką, jednak skromność Papuszy nie pozwalała jej używać tego określenia względem samej siebie.

Bronisława Wajs przedstawiona została w reportażu jako osoba skromna i skryta. Można powiedzieć, że opowieść dotycząca talentu Papuszy i jej relacji z Julianem Tuwimem, który nakłaniał ją do pisania, została owiana tajemnicą, a my, dzięki Angelice Kuźniak choć trochę tę tajemnicę odkrywamy.

Czytając reportaż przenosimy się najpierw do skromnego mieszkania Papuszy, a następnie – dzięki zawartym w książce listom i wypowiedziom bohaterki – podróżujemy w czasie. Niczym poetka myślami do wspomnień, w trakcie lektury przenosimy się do konkretnych wydarzeń. Towarzyszymy więc bohaterce w tej chwili życia, którą akurat wspomina. Podczas czytania fragmentów listów czytelnik może poczuć się tak, jakby to on korespondował z artystami i Papuszą.

W reportażu umieszczone zostały również wiersze Bronisławy Wajs. Czytelnik zapoznaje się z jej twórczością i zaczyna rozumieć dlaczego Julian Tuwim nazywał Papuszę poetką. Oto fragment jej wiersza Kolczyk:

Leśne dziewczyny, biedne, młode,
Śliczne jak czarne jagody,
chciałyby nosić,
kolczyki złote.
Skąd je wziąć? Choć masz ochotę.
nie ma złota, nie myśl o tem.
już przepadło, nie ma rady,
nie ma z czego zrobić
Kolczyków pięknych bogatych.

Historia ukrytej artystki przedstawiona przez autorkę książki jest niezwykle wzruszająca. Papusza, zapomniana poetka, opuszczona przez swoich, naprawdę zasługuje na to, by ją z tego zapomnienia i opuszczenia wydobyć, dlatego z całego serca polecam Wam reportaż Angeliki Kuźniak.

Paulina Żurek



środa, 26 lipca 2017

RELACJA Z CZYTANIA PERFORMATYWNEGO

Za nami kolejna sesja Czytania Performatywnego Zakazanych Książek. Tym razem utalentowani lektorzy: Michał Wiktor i Tomasz Olczak, zapoznali publiczność ze smutnymi losami Oliwera Twista. Nie zabrakło okazji do wzruszeń, ale i - za sprawą znakomitego warsztatu czytających i świetnego pióra Charlesa Dickensa - do uśmiechu. Niepowtarzalną atmosferę z powodzeniem budowała też specjalnie zainscenizowana na potrzeby wydarzenia sala kinowa, która wczoraj wieczorem wyglądała niemal zupełnie jak stołówka w sierocińcu.

Po następną porcję literackich wrażeń serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych już 22.08 na godz. 18:00. Spotykamy się oczywiście w Sopotece. Do zobaczenia!

Karolina Osowska







poniedziałek, 24 lipca 2017

PERFORMATYWNE CZYTANIE ZAKAZANYCH KSIĄŻEK


Zapraszamy Was na kolejną sesję performatywnego czytania 
zakazanych książek. 
Tym razem poczytamy Wam o przygodach Olivera Twista. 
Zaczynamy o 18:00, nie spóźnijcie się!





WYKŁAD "STRES - CHOROBA CYWILIZACYJNA"

Wykład “Stres – choroba cywilizacyjna” odbył się 20 lipca w godzinach popołudniowych w Sopotece.

Podczas prelekcji opowiedziałam o tym czym jest stres, jak na niego reagujemy, jakie są jego rodzaje oraz o sposobach na radzenie sobie z nim. Coraz więcej ludzi żyje w ciągłym stresie. Są na niego narażeni właściwie każdego dnia. Co gorsze, bodźcem zewnętrznym do uruchomienia reakcji stresowej może być nawet najmniejsza sytuacja. Przez coraz dotkliwsze odczuwanie stresu ludzie często sami stwarzają sobie kłopoty - może to być na przykład niepotrzebna kłótnia w domu, dekoncentracja w pracy itd. Radzenie sobie ze stresem nie jest łatwe, jednak dzięki pewnym technikom, które należy stosować systematycznie, można pomóc sobie samemu. Przez odpoczynek i ćwiczenia istnieje możliwość zredukowania uczucia stresu lub całkowitego pozbycia się go. Dodatkowo tym samym wzmacnia się myślenie pozytywne oraz podtrzymuje radosne spojrzenie na świat.

Nie dajmy wyprowadzić się z równowagi sytuacjom mało znaczącym, pamiętajmy, aby cieszyć się każdym dniem, a także w pełni go wykorzystywać. Nasz organizm również potrzebuje regeneracji, nie zapominajmy o tym. Dzięki prostym technikom w łatwy sposób możemy się zrelaksować i tym samym pomóc samym sobie.
Paulina Żurek






czwartek, 20 lipca 2017

ŚLADAMI KAMERY. SPACER PO FILMOWYM SOPOCIE - RELACJA Z WYDARZENIA

Polscy filmowcy kochają Sopot, o czym dobitnie świadczy ilość produkcji, do których zdjęcia realizowane były właśnie w tym pięknym nadmorskim kurorcie. To właśnie tu akcję swoich dzieł umieścili tacy twórcy jak Władysław Pasikowski, Olaf Lubaszenko, Jacek Koprowicz, Janusz Morgenstern czy Andrzej Kondratiuk. Trudno się im dziwić. Perła Bałtyku to przecież molo i plaża, zaciszne uliczki pełne zieleni i pięknych willi z przełomu wieków, tętniący życiem deptak, klimatyczne kawiarnie... W jednym z wywiadów udzielonych w czasie akcji promocyjnej filmu „Ile waży koń trojański” Juliusz Machulski stwierdził, że choć pierwotnie produkcja ta napisana została z myślą o rynku amerykańskim, od początku był w niej Sopot: „Zawsze był dla mnie miastem magicznym, a ten film potrzebował miejsca, gdzie wszystko może się zdarzyć”. Trudno nie zgodzić się z twórcą „Vabanku”. Starczy przejść się urokliwymi uliczkami miasta, by na własnej skórze odczuć, że z każdego zakamarka wyziera tu – tak potrzebna przy tworzeniu kina – magia. Tej właśnie magii szukaliśmy podczas spaceru po filmowym Sopocie i śmiem twierdzić, że udało się nam ją znaleźć. W czasie naszej wędrówki śladami kamery odwiedziliśmy przecież miejsca, które swego czasu „zagrały” w polskich filmach.

Wycieczkę zaczęliśmy tam, gdzie większość wycieczek – także tych, o których opowiada kino – ma swój początek: na dworcu. Nie bez kozery. To właśnie tu swój niezapomniany urlop rozpoczęły bohaterki wspomnianego już filmu „Ile waży koń trojański”. Wzorem tych właśnie postaci udaliśmy się następnie na ulicę Obrońców Westerplatte, przy której mieści się tajemnicza willa Bergera – miejsce niezwykle istotne dla akcji „Medium”, horroru Jacka Koprowicza. Tu też czekał na nas sam Komisarz Selin, który podjął się trudnego zadania oprowadzenia nas po mieście. Na  pięknej ulicy, nie bez powodu zwanej niegdyś Willenstrasse (ul. Willowa), na której wypatrywał nas stróż prawa, znajduje się też XIX-wieczna kładka, która wielokrotnie uwieczniana była przez polskie kino. Mostek zawieszony nad Skarpą Sopocką i stanowiący jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc Sopotu, niejednokrotnie pojawiał się w polskich filmach. Stojąca na tej właśnie kładce bohaterka przywoływanej już komedii Machulskiego, Zosia (w tej roli Ilona Ostrowska) była świadkiem jak jej przyszły mąż w heroiczny sposób odzyskał skradziony chwilę wcześniej przechodniowi rower. Na mostku działy się też jednak rzeczy zdecydowanie mniej przyjemne – to właśnie tu doszło do pobicia przez członków NSDAP garbatego Georga (Jerzy Stuhr), jednej z osób kontrolowanych przez medium w horrorze Jacka Koprowicza.

Kolejnym przystankiem na naszej trasie była niewielka uliczka nazwana na cześć Józefa Czyżewskiego. To właśnie tą ulicą bohaterowie filmu „Ciało” (2003) Tomasza Koneckiego i Andrzeja Saramonowicza, Julek (Robert Więckiewicz) i Cezar (Cezary Kosiński) pchali różowy wózek z lodami, w którym ukryte było tytułowe ciało (Rafał Królikowski). Choć rozglądaliśmy się uważnie, żadnego wózka z lodami nie zauważyliśmy. Może to i dobrze...

Od ulicy Czyżewskiego blisko już na Monciak. Wzorem niezliczonych polskich gwiazd – takich jak chociażby Bogusław Linda czy Mirosław Baka, bohaterowie niemalże w całości kręconego w Sopocie „Reichu” (2001) Władysława Pasikowskiego – przeszliśmy się tym równie pięknym, co zatłoczonym deptakiem, by przystanąć na chwilę przy Spatifie. Spatif, czyli kawiarnia Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru i Filmu to klub-legenda, a także punkt, obok którego nasza wycieczka po prostu nie mogła przejść obojętnie. „Miejsce to było i jest mekką artystów i intelektualistów, z których wielu osiągnęło znaczne sukcesy nie tylko przy barze” – głosi napis na kartach członkowskich, które (podobno) trzeba mieć, chcąc dostać się do środka. To właśnie tu artystyczna bohema Trójmiasta spotykała się, by razem świętować i... aby się smucić – jak po tragicznej śmierci Zbyszka Cybulskiego. Jeśli zaś chodzi o film, to właśnie w klimatycznych wnętrzach tej kawiarni Władysław Pasikowski nakręcił scenę muzyczną z udziałem Tomasza Lipińskiego (do filmu "Słodko-gorzki" z 1996 roku).

Spod legendarnego klubu udaliśmy się w stronę największej dumy i chluby Sopotu, miejsca, które pojawia się we wszystkich chyba filmach kręconych w naszym polskim kurorcie. Chodzi, rzecz jasna, o molo. To molem właśnie uciekał przed rozpędzonym samochodem policjant Krank (Michał Bajor) w filmie „Medium”. To tu na charakterystycznej białej ławce przytulali się bohaterowie komedii romantycznej „Tylko mnie kochaj” czy „Reichu” (sic!); tu spacerowali elegancki hrabia Wentzel (Jacek Chmielnik) z kochanką Aurorą (Anna Wesołowska) w filmie Zbigniewa Kuźmińskiego „Między ustami a brzegiem pucharu”, i to tu oświadczył się swojej ukochanej cinkciarz Synek (Cezary Pazura) ze „Sztosa” Olafa Lubaszenki. Ach, sopockie molo było świadkiem wielu wielkich scen! Oczywiste więc, że nie mogliśmy go pominąć na naszej trasie. Postanowiliśmy jednak podejść do tematu w bardziej oryginalny sposób i o filmach związanych z molem porozmawiać nie na nim, ale... pod nim. Uwierzcie na słowo, że zmiana perspektywy bywa czasem bardzo odświeżająca.

Kolejnym punktem na naszej mapie była plaża, gdzie – kilkanaście metrów od molo, tuż obok Zatoki Sztuki – stoi wielka szafa, pomnik upamiętniający słynną surrealistyczną etiudę „Dwaj ludzie z szafą” nakręconą przez Romana Polańskiego w czasach, kiedy był jeszcze studentem. Po sopockiej plaży kilkadziesiąt lat temu przechadzał się także Bogumił Kobiela, zaczepiając wypoczywających. Nas słynny komik nie zaczepił, dane nam było jednak zobaczyć najprawdziwszego człowieka z szafą, zmagającego się nie tylko z ciężkim meblem, ale i wyjątkowo silnym wiatrem. Ostatecznie jednak dzielnemu człowiekowi szczęśliwie udało się do dotrzeć do naszej wycieczki, czego dowodem poniższe zdjęcia.

Po małym spacerze po plaży przyszedł czas na odwiedzenie Grand Hotelu. Największy i najpopularniejszy sopocki budynek był miejscem akcji wielu filmów i seriali, by wymienić tylko „Dziewczynkę z hotelu Excelsior” Antoniego Krauzego, „Stawkę większą niż życie” (odcinek 2. „Hotel Excelsior”), „Konsula” Mirosława Borka, „Wniebowziętych” Andrzeja Kondratiuka czy dokumentalne „Moje miejsca” Marcela Łozińskiego. Wszystkie te występy uczyniły z niego obowiązkowy punkt na naszej filmowej mapie Sopotu!


Spod Grand Hotelu udaliśmy się na ul. Władysław IV, gdzie mieści się dawna willa Hestia. W filmie Janusza Morgensterna z 1960 r. „Do widzenia, do jutra...” ten okazały budynek „zagrał” rezydencję francuskiego dyplomaty, ojca Margueritte (Teresy Tuszyńskiej), ukochanej Jacka (Zbyszek Cybulski). Pod tą właśnie willą młodzi widzą się po raz ostatni...Tu też zakończyła się nasza wycieczka śladami polskiego kina, którą trzeba uznać za wielki sukces. Dopisała nam bowiem nie tylko pogoda, ale przede wszystkim uczestnicy, którzy dzielnie dotrzymywali kroku oprowadzającym i chętnie popisywali się swoją filmową wiedzą, za co zostali oczywiście nagrodzeni. Po zdjęciach wykonywanych telefonami i tabletami wnioskujemy, że przygotowane atrakcje (takie jak filmowe cytaty na żywo) także spotkały się z uznaniem. W związku z dużym zainteresowaniem rozważamy zorganizowanie kolejnej edycji wędrówki śladami kamery – bądźcie więc czujni!

                               Karolina Osowska




















wtorek, 18 lipca 2017

WIZYTA W WYDAWNICTWIE SŁOWO/ OBRAZ TERYTORIA (17 LIPCA 2017)

Po wczorajszym dniu wiemy już na pewno, że serce literatury spod znaku szeroko pojętej humanistyki bije w wydawnictwie “słowo/ obraz terytoria”. Z tej wyjątkowej wizyty wróciliśmy bardziej świadomi tego, w jaki sposób powstaje książka prawdziwa, wyjątkowa, dla czytelników, którzy oddają się lekturze niecodziennej oraz niezwykłej.

Miejsce to skrywa w sobie pewną tajemnicę i magię. Prawdziwe sekrety drzemią w siedzibie redakcji. Jest to przestrzeń, w której utalentowani ludzie trudzą się nad poprawianiem treści, tworzeniem ilustracji, czyli doprowadzenia książki do stanu idealnego, aby mogła zostać wydana. Jest to nie lada zadanie. Po drodze odkrywamy również dział promocji i reklamy, zajmujący się wizerunkiem wydawnictwa, jak i jego aktualną ofertą. Następnie przechodzimy do działu księgowości – tu niepodzielnie panuje duch odpowiedzialności finansowej. Jednak naprawdę magicznym miejscem jest pokój pana Prezesa, gdzie założyciel wydawnictwa oddaje się ciężkiej pracy nad publikacjami, jak i czuwa nad wszystkim, co dzieje się za ścianą.

Przyjazna i kameralna atmosfera dodaje wizycie, jak i miejscu, błyskotliwego uroku.

Składamy serdeczne podziękowania za tak wspaniałe i ciepłe przyjęcie. Spotkanie bardzo nas poruszyło. Z pewnością długo jeszcze będziemy je wspominać.

Wszystkich czytelników zachęcamy do sięgnięcia po te wyjątkowe egzemplarze, znajdujące się w świątyni prawdziwej sztuki książki.  
Paulina Żurek

















poniedziałek, 17 lipca 2017

WYKŁAD "STRES - CHOROBA CYWILIZACYJNA"

Już jutro widzimy się o 17:00 w Sopotece, gdzie wyruszymy na spacer po filmowym Sopocie!
A 20 lipca o godzinie 18:00 będzie okazja do wysłuchania bardzo ciekawego wykładu na temat stresu. Wykład wygłosi Paulina Żurek, postara się przybliżyć słuchaczom mechanizmy zachodzące w ludzkim organizmie pod wpływem stresu, a także techniki radzenia sobie z nim. 
Zjawcie się, bo naprawdę warto!


poniedziałek, 10 lipca 2017

WIZYTA W WYDAWNICTWIE

Już 17 lipca zapraszamy serdecznie na odwiedzenie siedziby jednego z gdańskich wydawnictw.
Nie może Was tam zabraknąć!
Spotykamy się o godzinie 11:00 w Sopotece, skąd wyruszymy, aby o godzinie 12:00 być już w wydawnictwie SŁOWO OBRAZ/TERYTORIA (ul. Władysława Pniewskiego 4/1, Gdańsk).


czwartek, 6 lipca 2017

Recenzja “Maska Afryki” wydawnictwo czarne

     “Maska Afryki”, autor V.S Naipul to książka, która zawiera odpowiedzi na nurtujące pytania związane z aspektami religijnymi. Zabiera nas w podróż po Afryce, lecz nietypową. Tutaj mamy szansę na audiencję u króla, czy czarownika. “Czarownik opuścił chatkę. Poszedł niedaleko, do otwartego paleniska, gdzie w szarej masie popiołu leżały niedopalone szczapy. Powiedział, że czasem tam siada, w żywym ogniu. Robi to, bo tak każą mu duchy, a gdy duchy są razem z nim, nie czuje ognia. Natchnione słowa przychodziły do niego z góry, albo z dołu od ziemi.”
     Afryka, która kojarzy się z egzotyką, słoniem, żyrafą, czy mango w tym wypadku przedstawiona jest zupełnie inaczej. Odkrywamy w niej tajmnice rytuałów. Dowiadujemy się, że tak naprawdę zwierzęta nie mają tam lekkiego życia, a przede wszystkim koty, które są symbolem złych duchów. Napotykamy sytuacje niebezpieczne również dla ludzi nietutejszych. Afryka mimo swego indywidualnego uroku, posiada wiele kontrowersji. Książka ta niesie ze sobą ciekawostki niecodzienne wraz z nią mamy szansę na odkrycie tego kontynentu jeszcze raz, nie tylko powierzchownie, czyli podróż po Safari, ale dogłębnie, tutaj możemy ujrzeć głębie duszy Afryki, tej prawdziwej, a nie wykreowanej. 

Paulina Żurek

poniedziałek, 3 lipca 2017

Spotkanie z Anną Seniuk

1 lipca 2017 gościliśmy w Sopotece znakomitego gościa. “Nietypowa baba jestem”, książka o prawdziwej ikonie polskiego kina, Annie Seniuk. Napisana została przez córkę pani Anny - Magdalenę Małecką-Wippich. Książka to forma wywiadu z panią Anną. W szczerej rozmowie z córką przywoływane są różne dygresje z życia pani Anny Seniuk. Tę wyjątkową artystkę mieliśmy okazję gościć 1 lipca o godzinie 18:30 w Sopotece. Pani Anna opowiedziała nam, w jaki sposób powstała książka, mogliśmy usłyszeć, jakie sytuacje przytrafiły się niezwykłej polskiej aktorce w jej artystycznym życiu. Sopoteka zachęcia Państwa do przeczytania książki, która przedstawia panią Annę, jaką jest naprawdę.