niedziela, 19 listopada 2017

"ŻEBY NIE BYŁO ŚLADÓW. SPRAWA GRZEGORZA PRZEMYKA" - RECENZJA REPORTAŻU CEZAREGO ŁAZAREWICZA

Czy słyszeliście kiedyś o poetce Barbarze Sadowskiej? Nie, prawda? A o jej synu, Grzegorzu Przemyku, pobitym na śmierć przez milicjantów w latach osiemdziesiątych? Też nie? Nic dziwnego. Wielu ludzi pracowało nad tym, aby świadomość społeczna dotycząca śmierci - czy może raczej należałoby powiedzieć: prawdziwych okoliczności śmierci - warszawskiego maturzysty była jak najmniejsza. Udało się to do tego stopnia, że sprawców zbrodni nigdy nie ukarano, a sędzia prowadząca sprawę po latach musiała przyznać, że w przypadku śmierci Grzegorza Przemyka komunistyczne matactwa okazały się na tyle skuteczne, że dziś nie sposób już dociec co naprawdę stało się 12. maja 1983 roku w komisariacie na Jezuickiej.

Tam, gdzie wymiar sprawiedliwości się poddał, do akcji postanowił wkroczyć dziennikarz. Z pasji, zaangażowania, poczucia obowiązku (na początku swojej książki Cezary Łazarewicz pisze, że ta sprawa sama go sobie wybrała) i wielu godzin ciężkiej pracy powstał reportaż, który zdobył tegoroczną Nagrodę Literacką NIKE. To pierwszy przypadek w ponaddwudziestoletniej historii tej nagrody, aby prestiżowa statuetka trafiła do dzieła z gatunku non-fiction. Już choćby po to, by sprawdzić co tak urzekło kapitułę konkursową w książce Łazarewicza, warto po "Żeby nie było śladów" sięgnąć. 

Autor niezwykle rzetelnie przygotował się do napisania swojej książki. Nie tylko przeczytał wszystkie dokumenty, jakie w sprawie Przemyka powstały - a biorąc pod uwagę, że mówimy tu o ponad 16 tys. kartek (!) trzeba przyznać, że trud ten był niemały - ale też skontaktował się z osobami, które w mniejszym lub większym stopniu były z zamordowanym nastolatkiem związane. W wyniku rozmów z nimi oraz lektury listów, dzienników i wywiadów z tamtych lat powstał reportaż w najwyższym stopniu poruszający, chwytający za serce i gardło. Książka, której nie sposób zapomnieć. 

Oczywiście, wielka w tym zasługa samego tematu. Trudno przejść obojętnie obok bezkarnego, bestialskiego mordu na chłopcu, którego jedyną winą było to, że zachowywał się tak beztrosko, jak młodzi ludzie mają w zwyczaju i że akurat tego feralnego dnia, gdy go zatrzymano, nie miał przy sobie dowodu osobistego. Grzegorz Przemyk nie był jednak jednym z wielu - jego matka popierała działalność "Solidarności". Chcąc więc dosięgnąć matkę, władza uderzyła w jej syna i to dosłownie. W dwa dni po brutalnym pobiciu przez milicjantów, którzy bili go w brzuch, tak, "żeby nie było śladów", chłopak zmarł, a najważniejsi ludzie zasiadający w ówczesnym rządzie zaczęli usilnie pracować nad tym, by winą nie zostali obarczeni milicjanci działający w imieniu władzy. Tworzenie coraz bardziej absurdalnych teorii (jak ta, że krzyki bólu, jakie wydawał z siebie Przemyk na komisariacie były w istocie okrzykami karate i że to zatrzymany rzucił się z pięściami na milicjantów), obrzucanie winą coraz to innych ludzi, mieszanie z błotem zamordowanego chłopaka, jego matki i świadków w procesie - o tak, władza ludowa nie unikała starań w tej kwestii.

Społeczeństwo dostrzegło w sprawie Grzesia Przemyka to, czym była ona w istocie - zamachem na życie i wolność, manifestacją siły i bezczelności władzy, która postanowiła pokazać ludziom, że partia i jej przedstawiciele mogą mieć sprawiedliwość za nic. Fakt, że winnych śmierci maturzysty z Warszawy nigdy przykładnie nie ukarano może świadczyć, że cel ten udało się osiągnąć. Z drugiej jednak strony, poprzez okazywanie solidarności matce zmarłego chłopca, zasypywanie jego grobu kwiatami i pomoc w ukrywaniu najważniejszych świadków w procesie, społeczeństwo pokazało, że ma sposoby, by walczyć z perfidią aparatu władzy. Na pogrzebie Grzesia zjawiły się nieprzebrane tłumy. Dziesiątki tysięcy ludzi w niezwykle wymownym milczeniu odprowadziło ciało zakatowanego chłopca na Powązki. Wielu z nich trzymało transparenty, na których wymalowane były hasła kojarzące się z działalnością "Solidarności". Tym samym pogrzeb Przemyka stał się pierwszą tak wielką i otwartą manifestacją antykomunistyczną. Społeczeństwo zaczęło się budzić, a ta wielka rzecz była zasługą młodego chłopca zamordowanego przez przedstawicieli znienawidzonej władzy. Tak więc wbrew temu, co chciała ona osiągnąć, po Grzegorzu Przemyku został ślad - piękny i wyraźny: do głębi poruszająca książka Cezarego Łazarewicza.

Karolina Osowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz