poniedziałek, 14 sierpnia 2017

RECENZJA "SAMOTNOŚCI PORTUGALCZYKA" IZY KLEMENTOWSKIEJ

Portugalia to nie tylko fado, wąskie uliczki i szproty przyrządzane na sto jeden sposobów. Żeby to jednak zobaczyć, trzeba zdobyć się na duży wysiłek wyobrażenia sobie Lizbony bez wszechobecnych turystów, którzy nasycają to piękne miasto atmosferą pośpiechu i rozgorączkowania. Bo prawdziwa Portugalia jest czymś zupełnie innym: to spokój graniczący ze stagnacją, zgoda na to, co jest, umiłowanie odwiecznych rytuałów codzienności, ale także wieczna tęsknota (za dawną świetnością, za dawnymi czasami, za wszystkim i nie wiadomo za czym). I samotność. To właśnie ją uznała za wspólny wszystkim Portugalczykom mianownik Iza Klementowska, która poprzez rozmowy z ludźmi z zupełnie różnych światów, starała się dociec przyczyny ich wspólnego smutku. Wynikiem tych dysput poruszający reportaż wydany przez wydawnictwo Czarne – przewodnik po śródziemnomorskiej melancholii.

Jeden z bohaterów książki zastanawia się czy jego ojczyzna odwraca się plecami do Europy czy wręcz przeciwnie: stoi zwrócona twarzą do swoich sąsiadów? Czy jest wejściem czy już ujściem ze starego kontynentu to miejsce, gdzie wszystko co prawda wystarczająco stare i obarczone historią, ale nie tak zadbane i fotogeniczne jak we Francji czy Hiszpanii? A sami Portugalczycy, jacy są? Gościnni, ciekawi świata i innych kultur, skorzy do pogawędek z nieznajomymi? A może zamknięci w sobie, zarażeni wirusem ksenofobii, nieufni wobec przybyszów z zewnątrz? Szukając odpowiedzi, Klementowska zagląda na prowincję i wędruje uliczkami stolicy. Przygląda się kolejnym wariantom wszechobecnego wizerunku koguta z Barcelos, pomnikom, temu, co jedzą miejscowi. Wstępuje na cmentarze i parki, wchodzi do kawiarni i biednych hotelików, które nie są w stanie na siebie zarobić. Odwiedza miejsca mniej lub bardziej znane, ale to nie zabytki czy widoki ją do nich przyciągają. Szuka ludzi i ich historii, bo to właśnie w nich – jak pestka w owocu – tkwi istota tego co to znaczy być Portugalczykiem. Po rozmowach z takimi osobami jak staruszka handlująca plastikowymi Maryjkami na targu złodziei, doną Augustą i jej torturowanym za czasów Salazara mężem czy pisarzem Gonçalo M. Tavaresem, okazuje się, że prawdziwy Portugalczyk żyje w rozkroku między tym, co było, a tym, co jest. Że w tym kraju wszyscy oddychają historią, nie sposób więc się od niej uwolnić. To, co było dawniej – jak kolonializm czy lata dyktatury – wciąż pozostaje aktualne, bo stare decyzje żyją wciąż w dzisiejszych konsekwencjach, a lat tradycji nie da się tak łatwo puścić w niepamięć, o czym świadczy chociażby głośny proces trzech Marii – pisarek, które odważyły się pisać o kobiecej seksualności, co w Portugalii lat 70. okazało się być więcej niż tematem tabu.

Z opowieści o zapomnianych bohaterach przez wielkie i małe „b”, ludzi oszukanych przez system lub dręczonych przez PIDE (Policia Internacional e de Defesa do Estado czyli Policja Międzynarodowa i Ochrony Państwa szerząca terror w czasach dyktatury Salazara) czy też tych, których kryzys ekonomiczny dotknął wyjątkowo mocno, wyłania się wizerunek kraju targanymi sprzecznościami; obraz naznaczony wielką melancholią i jeszcze większym smutkiem, a przecież wciąż urokliwy i tchnący dziwnym spokojem. I choć dotyczy on mieszkańców miejsc znacznie cieplejszych niż Polska, to przecież trudno nie zauważyć punktów wspólnych, jakie niespodziewanie znajdują się między nami a sąsiadami z Portugalii. To samo naznaczenie historią, szacunek dla tradycyjnych wartości, niepewność wobec tego, co przyniesie jutro, brak zainteresowania polityką w społeczeństwie, niechęć w stosunku do imigrantów... Wymieniać można by długo. Każdy z tych powodów jest zarazem argumentem za tym, żeby sięgnąć po reportaż Izy Klementowskiej, ale stwierdzenie, że to tylko dla niech warto się z tą książką zapoznać, byłoby dla niej ogromnie niesprawiedliwe.

Dwadzieścia trzy teksty składające się na Samotność Portugalczyka przypominają płytki azulejos, którymi dawniej Portugalczycy ozdabiali swoje domy. Każda z tych opowieści jest inna, ale każda dotyka jakiejś istotnej prawdy o ojczyźnie Jose Saramago. Każda jest zamkniętą całością i dlatego złożone razem tworzą wzór dający się zinterpretować jako historia wszystkich i każdego z osobna. Bardzo piękna, ale też niezwykle smutna, zostanie Wam w głowie i sercu na długo po przeczytaniu ostatniego zdania.

„ – Jedz. – szturcha mnie ręką. – Jedzenie pochodzi od Niego. – Wskazuje w niebo. – Trzeba jeść, bo gdy nie ma już nic, to pożywienie jest tym, na czym trzeba się skupić.
– Jak to nie ma już nic? Mówisz to w Fatimie, kilka metrów od sanktuarium?
– Cuda się skończyły. I tu każdy zastanawia się dlaczego. No bo jak można dokonać tak wielkiego cudu, a potem zamilknąć na lata i zostawić ludzi samych sobie?”

Karolina Osowska



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz